Droga Krzyżowa w Łowiczu

Droga Krzyżowa w Łowiczu

Wielki Piątek skłania nas do refleksji nad drogą i Męką Pańską, którą przebył Jezus, a nasze myśli skupiają się wokół krzyża - symbolu śmierci, a zarazem nowego życia. Pomóc nam w tym mogą obrazy Drogi Krzyżowej przygotowane przez braci Michała i Krzysztofa Powałków dla łowickiego kościoła. 

Droga Krzyżowa obecna jest w każdym kościele. Jej stacje w różny sposób są utrwalane w obrazach i zamieszczane w kościołach, by wierni w okresie Wielkiego Postu mogli uczestniczyć w nabożeństwie. Ta forma modlitwy rozpowszechniła się dopiero od połowy XVIII w. za zgodą papieża Benedykta XIV, a pod koniec XIX w. stacje Drogi Krzyżowej były obecne niemal w każdym kościele. – Niestety, tak powszechne instalacje Drogi Krzyżowej i to w tak krótkim czasie, spowodowały, że zdecydowana część stacji nie przedstawiała większej wartości pod względem artystycznym i często stylowo nie była dostosowana do historycznego wystroju wnętrza świątyni; zamiast dekorować szpeciła obiekty sakralne – opowiada o. Eugeniusz Grzywacz. Tak też było w kościele rektoralnym Ojców Pijarów w Łowiczu, gdzie umieszczone na ścianach stacje odcinały się pod względem stylowym i artystycznym od reszty wnętrza. Kilka lat temu, ówczesny rektor kolegium o. Marian Galas rozpoczął poszukiwania współczesnych artystów, którzy stworzyliby nowe, pasujące do wystroju kościoła stacje Drogi Krzyżowej i tym sposobem zostali wybrani bracia Michał i Krzysztof Powałkowie. 

Prace malarskie rozpoczęły się w 2018 r., a zakończyły się w 2021 r. Podjęcie się tej pracy, wymagało od artystów zapoznania się z samym miejscem i jego charakterystyką, historią. Metoda, którą wybrali, by stworzyć swoje dzieła, nawiązywała do tej, którą stosowali dawni wielcy mistrzowie sztuki europejskiej.  – Zaczęliśmy szukać informacji o stacjach, które były malowane na przestrzeni dziejów, o twórcach którzy podejmowali się zilustrować „drogę na Golgotę”  – opowiada jeden z artystów. – W trakcie tych poszukiwań, po wielu wspólnych, rodzinnych rozmowach, zaczął pojawiać się pierwszy, ogólny i nieśmiały zarys ‘’naszej’’ „Drogi Krzyżowej”. Wtedy też zapadła ostateczna decyzja. „Jeśli los chce, żebyśmy namalowali ostatnią drogę Chrystusa, to namalujemy”.

Artystom udało się połączyć dwie wizje, które stworzyły całość. Na początku powstawały szkice na kartkach, później kartonach, by po długim czasie poszukiwań, rozważań, przenieść je na większy format. – Pracownia na wiele miesięcy, zamieniła się w Jerozolimę. Na tym etapie pracy, to my wcielaliśmy się we wszystkie postaci. To my nosiliśmy krzyż, jak Jezus, miecz jak Rzymianin czy garnek jak kobieta z jerozolimskiego targu – relacjonują proces swojej pracy bracia Powałkowie. Aby jeszcze lepiej oddać autentyczność swoich prac artyści zorganizowali casting na modeli, aby każdy z bohaterów był niepowtarzalny i charakterystyczny. Odzew był naprawdę wielki, a zgłaszali się ludzie nie tylko z Polski, ale także z Włoch i Hiszpanii. Ostatecznie w całym przedsięwzięciu wzięło udział około 60 osób. Samo przedsięwzięcie wymagało ogromnej organizacji. – W danym dniu przyjeżdżało do naszej pracowni, do Czeladzi, nawet kilkanaście osób – opowiadają– Ktoś był z Bydgoszczy, Konina, Czeladzi, Warszawy i np. z Massafry. Każdego trzeba było odebrać, przywieźć, zapoznać z tematem, przebrać, nakarmić i wytłumaczyć o co chodzi, postarać się, aby wczuł się w rolę i dopiero wtedy przystępowaliśmy do sesji fotograficznej. Charakterystycznym szczegółem, który możemy dostrzec w pracach braci Powałków jest mały chłopiec pojawiający się w tle głównej sceny. – Pierwowzorem tej postaci jest synek Michała Powałki, który wraz z upływem czasu powstawania poszczególnych stacji jest coraz większy – tłumaczy o. Eugeniusz. – Innym ciekawym wątkiem tego dzieła są autoportrety artystów ukryte pośród postaci bohaterów Męki Pańskiej. To zaangażowanie własnego wizerunku i swoich bliskich w łowickiej Drodze Krzyżowej nadaje szczególnego znaczenia dziełu.

– Kiedy Chrystus mówi: „Kto chce iść za Mną niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje”, wcale nie chce do naszej i tak trudnej egzystencji dodawać kolejnych cierpień, ale chce uczynić je nieco mniej dokuczliwymi a przede wszystkim nadać im właściwy sens. Bo czy współczesny chrześcijanin i nasza wiara, tak jak nasz Pan, nie musi „wiele cierpieć, być ukrzyżowanym i umrzeć”, zanim „zmartwychwstanie”? Czy krzyż nie jest istotą naszego zbawienia, a co za tym idzie wyzwoleniem z naszych niepokojów i realnych cierpień? Przecież na krzyżu Chrystus ukazał swoją największą moc, tym samym pokazując nam moc w naszej słabości. Więcej, pokazał nam ile warte są dla Boga nasze dusze i jak wiele kosztowały Jezusa Chrystusa. Kiedy rozważamy Jego Drogę Krzyżową, być może, pomagając sobie przedstawieniami Michała i Krzysztofa Powałków, tak naprawdę odrabiamy jedną z najważniejszych lekcji naszego życia, która może nauczyć nas jak „być Człowiekiem” nawet w najtrudniejszych chwilach, bo dzięki niej „On zapewni nam drogę i środki, jakich nigdy nawet nie mogłeś sobie wyobrazić. Zatem zostaw to wszystko Jemu, pozwól sobie, zatracić się w Krzyżu, a całkowicie odnajdziesz siebie”(św. Katarzyna ze Sieny) – skłania nas do rozważania o. Eugeniusz Grzywacz.    

– Całe przedsięwzięcie to jedna wielka przygoda malarska, podróż w głąb siebie i odkrywanie potencjału jaki niesie sztuka kompromisu, tak bardzo potrzebna w dzisiejszym świecie – podsumowują swoją pracę artyści. 

MK