Jasełka w Łowiczu

Jasełka w Łowiczu

Uczniowie z Pijarskiej Szkoły Królowej Pokoju powrócili na deski sceny łowickiej, by wystawić jasełka. Ale było one niezwykłe, dlaczego? 

100 aktorów, solistów, muzyków, techników od nagłośnienia, oświetlenia, reżyserki – p. Joanna Kucharek, p. Karolina Małecka-Wojtasiak, autorka scenariusza – p. Karolina Małecka-Wojtasiak, scenografka – p. Joanna Kucharek, opiekunka scholi – p. Natalia Kędziora i opiekunka chóru – p. Marzena Myszuk – trzeba było aż, i tylko, tylu osób, żeby wystawić prawie półtoragodzinne przedstawienie o wielkim przedsiębiorcy, który obraził się na Pana Boga i tak głośno tupał, że trzęsły się okna w niebie.

Przedstawienie obejmowało dwie płaszczyzny – przygotowanie szopki i występu parafialnego chóru na pasterkę (tu aktorami zostali członkowie szkolnej scholi) oraz perypetie bogatego Mateusza (w tej roli Tymoteusz Bodzioch), który twardą ręką zarządzał swoim przedsiębiorstwem rybnym „Goldfish”. Nieustanne utarczki z sekretarką (w tej roli Hania Sawicka) i rybakami (Franek Kaźmierczak, Maks Gurowski, Jan Ścibor, Mikołaj Skonieczny, Mateusz Michalak) doprowadzają do niefortunnego wypadku, który całkowicie zmienia, choć powoli, serce Mateusza. W końcu odnajduje on Boga dzięki ubogiemu rybakowi będącemu jednocześnie św. Józefem i rezolutnej dziewczynce – Zosi (w tej roli Sonia Ambroziak), która wychowuje się w pełnej ciepła rodzinie (Zosia Tomaszewska, Zuzia Karda, Zosia Pięta, Kuba Ledzion, Maciek Myssura). Mateusz zaczyna rozumieć, że sukcesem nie jest kontrola, a oddanie się woli Boga, poznaje on moc przebaczenia i dobra, które ma większą moc od fizycznej siły. W końcowej scenie może zaśpiewać z chórem: „Bóg się rodzi”, bo poczuł Go w swoim sercu.

Opowieść ta poza poważnym tonem miała wiele śmiesznych scen – pojawili się beztroscy chłopcy grający w karty w kościele o koronę, uciekające owieczki, czy okłady z ryby. Wszystko zostało okraszone śpiewem scholi nawiązującym do tematyki poszczególnych scen oraz występem szkolnego chóru. 

Nie zabrakło też stałego repertuaru związanego z… prozą życia, a więc – wyprowadzania mebli z domu, by stworzyć scenografię, nerwowego tłumaczenie irlandzkiej piosenki rybaków, która nabrała polskiego rysu. Było, jak głosiły opinie po przedstawieniu, „śmiesznie, wzruszająco i z przesłaniem”.

Nadesłała Karolina Małecka-Wojtasiak

Fot. Piotr Komuński

MK