Zakon

Błogosławiony Emanuele Segura

Urodził się w Almonacid de la Sierra (Saragossa) 22.01.1881 r. Rodzicami byli Jan Franciszek Segura i Franciszka López. Obłóczony został w Peralcie de la Sal 01.11.1899 roku, a pierwszą profesję złożył 18.08.1901 r. Studia filozofii w Irache. Studia teologiczne w Terrassa i w Alcańiz. Profesję wieczystą złożył w Alcańiz 01.04.1906 roku. Święcenia kapłańskie przyjął w Barbastro 25.05.1907 roku. Uczył w Barbastro /1907 -1908/, w Tamarite de Litera /1908 - 1914/, w Pamplona /1914 - 15/, w Tafalla i w Torre di Cascajo /1915 - 32/, w Peralta de la Sal / 1932 - 1936/. Zmarł w okolicy Gabasa 28.07.1936 roku. Nieliczne relikwie są przechowywane w kościele pijarskim w Peralcie de la Sal.

O. Emanuel Segura był od niedawna Magistrem nowicjatu do czasu wydarzeń, które wstrząsnęły wspólnotą pijarską w Peralcie de la Sal. Kiedy, w to smutne popołudnie 23.07.1936 roku przybyła przed Kolegium czterdziestka komunistów z Binefar, z zamiarem spalenia go i rozstrzelania zakonników, o. Dionizy Pamplona, Przełożony Domu, zebrał współbraci i poinformował o krytycznej sytuacji, w której się znaleźli. O. Emanuele Segura zbliżył się szybko do okna i nakazał ciszę postulantom i nowicjuszom, którzy odbywali rekreację na dziedzińcu, nieświadomi tego co wydarzyło się. Przedstawił im niebezpieczeństwo, które wisiało nad wszystkimi, polecił, ażeby włożyli na siebie ubrania świeckie i po zebraniu ich w oratorium nowicjatu, powiedział im: "Za parę minut będziemy przed najwyższym sędzią; przygotujcie wasze serca szczerym żalem, ponieważ udzielę wam absolucji". W pewnym momencie obcy oddalili się; więc nowicjusze myśląc, że niebezpieczeństwo ustąpiło, ubrali na nowo ubrania i zbliżyli się do drzwi Kolegium, od których widziało się wielki pożar w kierunku wsi Calasanz. Nie mogąc zaatakować Kolegium, komuniści z Binefar udali się do tej wsi i podpalając kościół.

O godz. 20.30, na rozkaz Komitetu, zostali wszyscy przeprowadzeni - zakonnicy, postulanci i nowicjusze - do domu LIari zamienionego na tymczasowe więzienie.

24 lipca został wtrącony do aresztu o. Dionizy Pamplona Rektor i Proboszcz. Przeniesiony do więzienia w Monzon, został zabity w nocy 25 lipca.

W domu LIari zakonnicy, wraz z postulantami i nowicjuszami, odmawiali modlitwy, tak jak to czynili w Kolegium, odmawiając każdego dnia całe Oficjum N. M. P. i Święty Różaniec. Modlili się ściszonym głosem, aby nie drażnić straży, ale z wielką żarliwością, przygotowując się do stawienia czoła z odwagą temu, co Pan miałby dopuścić.

Popołudniu 24 i rano 25 lipca, święto św. Jakuba, wszyscy się wyspowiadali u o. Emanuele Segura i u o. Faustyna Oteiza. 26 lipca o. Segura, który podczas nieobecności o. Dionizego Pamplona pełnił obowiązki Przełożonego, posłał do Kolegium dwie osoby, ażeby zabrać Postacie Eucharystyczne pozostawione w oratorium nowicjatu, z poleceniem owinięcia ich w gazetę, aby nie budzić podejrzeń. Rankiem, dwa razy, "więźniowie z domu LIari przechodzili do pokoju o. Segura, gdzie przechowywano Święte Postacie i przystępowali do Komunii Świętej z taką żarliwością z jaką przyjmuje się Wiatyk. Tego samego dnia przybył do domu LIari jeden z Komitetu w towarzystwie innego mężczyzny. Powiedział do o. Emanuele, że w tym domu było zbyt wiele chłopców i że trzeba było rozdzielić ich wśród niektórych rodzin z miejscowości. O. Emanuele musiał stwierdzić z bólem, że jego "owczarnia" rozproszyła się: pożegnał się z wszystkimi ze szlochem, potem obejmował ich czule, każdego po kolei. W domu w LIari pozostawieni byli czterej najstarsi, bardziej aby pilnowali ojców, bojąc się, że uciekną lub wzbudzą rebelię u ludzi z miejscowości im oddanymi. O 11.00 przed południem opublikowano obwieszczenie, w którym proszono rodziny z Peralty do przyjęcia postulantów i nowicjuszy. Było współzawodnictwo między różnymi rodzinami, które chętnie przyjmowały chłopców do swoich domów. Kiedy wieczorem ci odwiedzili ojców, poinformowali ich o zniszczeniach dokonanych w kościele Kolegium i przewróceniu figury św. Józefa Kalasancjusza.

Po tych wydarzeniach było tu trochę spokoju do 28 lipca, kiedy do Peralta przyjechały trzy auta z uzbrojonymi obcymi, przybyli, aby aresztować faszystów i księży, którzy znaleźliby się w miejscowości. Kiedy zostali poinformowani, że w domu LIari znajdowali się dwaj ojcowie i dwaj bracia, chcieli ich zabić. Ci z miejscowości, aby ich uspokoić przekazali im o. Emanuele i br. Dawida. Potrafili uniknąć, że byliby zabici O. Faustyn Oteiza, ponieważ chory i brat Fiorentino Filipe, teraz już stary.

Rano 28 lipca, ok. 10.00 pojawili się w domu LIari obcy z Tarragona i jeden miejscowy, uzbrojeni w karabiny. Pytali o o. Emanuele Segura i br. Dawida Carlos. Kiedy ci przybyli, obcy powiedział: "Niech się przygotują o. Emanuele i br. Dawid, aby iść do Aren osobiście przekazać chłopców ich rodzicom. O. Faustino Oteiza w liście do O. Prowincjała Aragonii, tak opowiada: "Szybko pojęliśmy, że był to pretekst. O. Emanuele powiedział: "Idę włożyć buty". Weszliśmy do pokoju: ukląkł, mówiąc do mnie: "Udziel mi rozgrzeszenia". To samo zrobił potem brat Dawid. Objęliśmy się serdecznie i powiedzieliśmy sobie: "Do zobaczenia w raju". Promieniujący radością, stawili się przed strażami, które kazały im wsiąść do samochodu i powieźli ich na miejsce kaźni. Ja miałem jeszcze siłę powiedzieć im: "Kiedy będziecie w niebie, módlcie się za nas a za mnie szczególnie". "Dobrze" - odpowiedzieli. Miejsce męczeństwa było nad Gabasa, w miejscu które pokazuje się na Purroy, blisko pewnych dębów, które znajdują się w pobliżu drogi. Ciała zostały spalone".

Za nim opuścili miejscowość, dwaj zakonnicy zostali przyprowadzeni na placyk Kolegium, gdzie mogli zobaczyć na własne oczy obrazy święte i paramenty kościelne rozrzucone na ziemię i strąconą figurę J. Kalasancjusza. W momencie odjeżdżania stanął na stopniu samochodu pewien młodzieniec, który chciał być na egzekucji dwóch zakonników. Kierowca polecił mu zejść, ale on odpowiedział: "Dobrze, schodzę, ale wpierw chcę spoliczkować tych dwóch delikwentów". Zrobił to, co chciał. Auto ruszyło prosto do Purroy de la Silva, w okolicach, których o. Emanuelowi i br. Dawidowi kazano wysiąść. Zbliżywszy się do jakichś dębów, około 50 metrów od gościńca, zostali rozstrzelani i pozostawieni ciężko rannymi. Ich ciała zostały oblane benzyną i podpalone, podczas gdy umierający wydawali ostatnie jęki. Egzekutorzy musieli udać się do Gabasa, aby załatwić więcej benzyny, by całkowicie zniszczyć ciała. Pewien przyjaciel ojców, który miał możliwość widzieć ciała dwóch zakonników zanim zostały zniszczone przez ogień, stwierdza, że mieli oblicza i oczy zwrócone ku niebu i ręce skrzyżowane na piersi.

Z ich ciał została tylko kupa popiołu z kilkoma fragmentami kości. Na koniec wojny, kiedy miejsce to było badane, znalazły się jeszcze ślady popiołu i kilka małych kości. Wszystko zostało zebrane do kasety, która zachowała się w kościele pijarskim w Peralta de la Sal.

Na miejscu męczeństwa, w następstwie, był umieszczony mały pomnik kamienny, który miał taki napis: "Stąd ulecieli do nieba pijarzy O. Emanuele Segura, ur. 21 stycznia 1881 r. a zmarły 28 lipca 1936 r. i brat Dawid Carlos, ur. 29 grudnia 1908 r. a zmarły 28 lipca 1936 r. "Caelo tegitur qui nullam habet urnam" (Okryty jest niebem ten, który nie ma żadnego grobu).

O. Emanuele Segura urodził się rodzinie ubogiej w dobra materialne, ale bogatej w cnoty chrześcijańskie, w Almonacid de la Sierra ( Saragossa). Oni byli skarbem dla o. Emanuele, który od dzieciństwa odznaczał się wśród swoich towarzyszy pobożnością i dobrocią.

Kiedy zaczął uczęszczać do miejscowych szkół, w wieku 6 lat, był także ministrantem w parafii. Prawdopodobnie tutaj zrodziło się w tej bliskości ołtarza pragnienie zostania kapłanem.

Proboszcz, Don Emanuele Sanchez, który odtąd podziwiał jego pokorę, posłuszeństwo i pilność, przypomina, że także w zabawie okazywał swoje pragnienie zostania kapłanem, ponieważ miał zwyczaj szukania przedmiotów, przy pomocy których przebierał się za kapłana i odprawiał Msze Św., wzbudzając w swoich towarzyszach pozytywne uczucia religijne. To samo czynił w zaciszu rodziny, budząc zdziwienie u swoich rodziców, którzy podziwiali jego cnoty i jego wyjątkową pilność. Niestety, jego pragnienie zostania kapłanem zderzyło się z krańcową biedą rodziny, stała się ona jeszcze dotkliwsza po śmierci ojca. Przyszedł mu z pomocą dobry Proboszcz, który zgodził się dawać mu lekcje łaciny i zatroszczył się, aby został przyjęty jako posługujący w Kolegium pijarskim w Saragossie. W ten sposób mógł uczyć się i przygotowywać się do wstąpienia do nowicjatu, który rozpoczął w wieku 18 lat.

Jego zalety zaczęły objawiać się podczas formacji w nowicjacie i w studentacie. Jego koledzy kursowi pamiętają go jako wzór doskonałości, który buduje i zdumiewa. Została uwydatniona nade wszystko pracowitość, która objawiała się w nauce i praktyce miłości. Był zawsze gotów do prac służebnych we wspólnocie, a przez to, że mógł obfitować w łaski poszczególnych współbraci. Pracował bez popisywania się, zabiegał tylko, by być pożytecznym we wspólnocie.

O. Segura odkrył swoje cechy zakonnika i kapłana w wypełnianiu posługi kalasantyńskiej, które rozwinął w różnych kolegiach Pijarskiej Prowincji Aragonii, ale przede wszystkim w domu formacyjnym w Tafalla, Cascajo i Peralta de la Sal.

Uczył przez 9 lat w Kolegiach w Barbastro, w Tamarite de Litera i w Pamplona. Pracował jak "dobry żołnierz Chrystusa - jak czytamy w oficjalnym nekrologu - z pilnością i miłością, pozyskując sobie uczucia i serce wszystkich swoich uczniów, jak również szczery szacunek poszczególnych rodzin.

Ojciec Martino Espańol, który go poznał kiedy był zwykłym nauczycielem szkoły w Tamarite de Litera i realizował w kolejnych latach swój sposób nauczania, zostawił tak odciśnięte swoje cnoty i zalety pedagogiczne, że kiedy został mianowany Magistrem postulantów w Tafalla prosił, by miał go jako socjusza.

Od 1915 do 1936r., w którym zmarł, o. Segura zajmował się formacją zakonną i kulturową młodzieńców aspirantów do zakonu. Było to pole, na którym - rozwinął większą część swego apostolatu, ukrytego, ale zawsze płodnego.

Swoją pracę rozpoczął w Tafalla, jako socjusz Magistra postulantów. Świadectwa przypominają w złożonym raporcie, że o. Segura był zadziwiający przede wszystkim przez cierpliwość i dobroć, z którą traktował postulantów, dla których był prawdziwym aniołem stróżem. Wspomina się, że kiedy jeden z nich świętował dzień imienin wołał go osobno, rozmawiał z nim, stawiając bardzo wiele pytań, wykazując zainteresowanie jego osobą. Ta rzecz była bardzo pożądana przez chłopców, którzy nie zawsze byli wystarczająco rozumiani i odpowiednio traktowani przez swoich bezpośrednich przełożonych. Jego szkoła, w opowieściach jego byłych uczniów, była pewną oazą pokoju i spokoju.

Istnieje również świadectwo na temat gorliwości kapłańskiej o. Segura, który w kościele Kolegium w Tafalla, bardzo uczęszczanym, miał możność objawienia się w posłudze sakramentalnej, w głoszeniu słowa Bożego, i w trosce duszpasterskiej o różne grupy, które działały przy Kolegium, jak Archikonfraternia "Straż Honoru" i Konferencja Św. Wincentego a Paulo.

O. Segura poszedł z grupą postulantów, kiedy byli przeniesieni do Torre di Cascajo. Jego dzień upływał na towarzyszeniu chłopcom, w szkole, w posłudze kapłańskiej z jedyną intencją podobania się Bogu i pomaganie młodzieńcom powierzonym jego opiece. Aspektem bardzo uwydatniającym jego osobowość, jak wspomina o. Valentino Aisa, który miał możliwość spotkania się z nim w Cascajo, była "pokora i skuteczność". Był żywym przykładem "pijara nieznanego", który brał na siebie "ciężar dnia i wieku". Był bardziej uciążliwy i mało czarujący, prawie ukryty, tak że towarzysz lub przełożony ledwie go zapamiętali. Kiedy udawał się do Almonacid de la Sierra, swojej miejscowości rodzinnej, aby spędzić wakacje, to co bardzo robiło wrażenie, to jego pokora i prostota. Jego współziomkowie zachowali dobre wspomnienie o o. Segura, o czym mógł się przekonać o. Jan Otal, kiedy będąc Postulatorem Zakonu, udał się do Almonacid, by zebrać świadectwa.

W Torre di Cascajo zajmował się również owocnie posługą kapłańską czy to ze studentami Akademii w Saragossie mieszkającymi w jej otoczeniu, którzy każdej niedzieli udawali się do kaplicy pijarów, aby spowiadać się i przyjmować Komunię Św., czy to z okazji I Komunii Św., którą się celebrowało każdego roku dla dzieci z kolonii. Nie brakowało także nocnych wyjść, kiedy trzeba było udzielić sakramentów ciężko chorym. Cieszył się takim poważaniem u współbraci i uczniów, że kiedy Ojciec Prowincjał Aragonii miał wybrać zakonnika, aby go wysłać do Peralta de la Sal na socjusza Magistra nowicjatu, pomyślał o o. Segura. W liście, w którym prosi Ojca Generała o nominację dla niego, podaje taką motywację: "O. Emanuele jest, jak Magister (O. Oteiza) święty i dwaj dużo zrobią w nowicjacie".

Najpierw jako socjusz, a potem jako Magister nowicjuszy, nie myślał o uwolnieniu się do pracy tak delikatnej. Odznaczał się przede wszystkim swoją miłością, uprzejmością i łagodnością, tak że ostały się one przysłowiowe. Długo krąży pogłoska, że O. Segura był nieraz ojcem i matką równocześnie, dlatego, nie zadowolony z dobroci ojca, miał również łagodność matki i podejmował wobec postulantów i nowicjuszy tyle posług z wielką miłością, aż do naprawiania ich ubrań i ofiarując pociechy, jakie matki potrafią dać swoim dzieciom.

Jego życie nie było naznaczone wydarzeniami nadzwyczajnymi lub cnotami wyjątkowymi. Ci, którzy poznali go, jak O. Franciszek Sipan, są zgodni w opinii, że w jego życiu "wszystko było czystym złotem, bez żadnej fałszywej pozłoty. Przeszedł przez ziemię czyniąc dobro, nie robiąc hałasu".

Także jego śmierć była cicha i ukryta: jedynym świadkiem był Br. Dawid Carlos, który z nim podzielił palmę męczeństwa na odludnej polanie, przy drodze do Gabasa.


/Fragment z P. Mario Carisio, Religiosi scolopi testimoni della fede, Roma 1989, s. 34 - 38/.