Zakon

Bł. Florentin Felipe (1856-1936), męczennik.

Urodził się w Alquezar (Huesca) 10.10.1856 roku. Jego rodzicami byli Michał Felipe i Franciszka Naya. Habit otrzymał w Peralta de la Sal w dn. 27.02.1976 roku. Pierwszą profesję złożył jako brat zakonny w dn. 7.03.1880 roku. Profesję wieczystą złożył w Saragossie w dn. 29.04.1883 roku. Życie zakonne prowadził troszcząc się o kuchnię i refektarz w Kolegiach: w Saragossie (1880-1886 i 1894-1899), w Tafalla (1886-1887 i 1889-1913), w Molina de Aragon (1887-1894), w Pamplona (1913-1919), w Alcaniz (1919-1921) i w Peralta (1929-1936). Zginął w okolicach Azanuy w dn. 9.08.1936 roku.

Jego relikwie znajdują się w kościele pijarskim w Peralta de la Sal.

Spokój w Peralta de la Sal, miejscowości w której ostatnie lata życia br. Florentyn Felipe, zaczął się burzyć dn. 16 lutego 1936 roku, kiedy w wyborach odniósł zwycięstwo Front Ludowy. Wiadomość o tym spadła na wspólnotę pijarską jak jakaś bomba. Zaczęto się obawiać o kościół i kolegium. Brat Florentyn, który wówczas miał 80 lat, podwoił modlitwy, uchwyciwszy się coraz mocniej różańca świętego 18 lipca dotarły do uszu Brata Florentyna pierwsze alarmujące wiadomości na temat sytuacji narodowej. Dwa miesiące później, w Peralta, została zawarta zgoda między Frontem Ludowym a ludźmi prawicy, aby uniknąć wybuchu zamieszek w kraju. Ten fakt dotyczył w części obaw zakonników. Jednak cisza trwała krótko. 21 lipca został ogłoszony strajk i 22 lipca uformował się Komitet rewolucyjny, który stał się jedynym autorytetem w kraju. Następnego dnia, stała się tragedia wspólnoty pijarskiej w Peralta. Przybyła z Binefar czterdziestka milicjantów z dokładną intencją wysadzenia i spalenia kolegium pijarów. Komitet, który nie chciał tego zniszczenia, potrafił osiągnąć to, że ograniczono by się do usunięcia zakonników z Instytutu. Dlatego polecono o. Dionizemu Pamplona, Rektorowi Kolegium, opuścić Dom zakonny, ze wszystkimi, którzy go zajmowali i przenieść się do domu Llari. Tak to o godz. 20.30 w dniu 23 lipca, Brat Florentyn Felipe był w grupie postulantów, nowicjuszy i zakonników - wszystkich była trzydziestka - która zeszła po schodach Kolegium, przeszła powoli przez placyk i dotarła do celu Calle Mayor, gdzie znajdował się dom Llari. Brat Florentyn górował nad w wszystkimi, trochę pochylony, przez swoją postawę i budowę ciała, głowa całkowicie biała, ubrawszy czarne odzienie, które miał zwyczaj nosić, kiedy był w domu. O. Ilario Fernandez, który wówczas był nowicjuszem, wspomina, że br. Florentyn wyszedł z Kolegium "smutny i zamyślony".

W domu Liari, który został zamknięty kilka dni wcześniej, aby być zamieniony na tymczasowe więzienie, zakonnicy, postulanci i nowicjusze byli trzymani pod nadzorem i pilnowani przez dwóch strażników. Wszedłszy do sali, która służyła za refektarz, została im przyniesiona kolacja, przygotowana już w Kolegium, przez o. Rektora i brata Dawida, którym towarzyszyło dwóch milicjantów. Dobry Gerolamo Meler przyniósł wino, niektóre rodziny z miejscowości przyniosły materace do spania: tak sytuacja stała się mniej ciężką. Brat Florentyn potrafił znieść niewygodną sytuację z zadziwiającą pogodą (spokojem), dostosowując się do dzielenia z innymi nieuniknionych braków (niewygód) i trudności. W domu Llari starano się, na ile to było możliwe, zachować rytm życia domu zakonnego. Również jeśli wydarzenia, które następowały, jak zabicie o. Dionizego Pamplona. Dewastacja Kolegium i kościoła wywołał ból i smutek. Zakonnicy byli wzmacniani miłością braterską, która panowała miedzy nimi i przez uwagę mieszkańców miejscowości, którzy odwiedzali ich i prześcigali się w okazywaniu im pomocy. Mieli również radość z przyjęcia Eucharystii w dn. 26 lipca. Ta komunia była wiatykiem dla ojców i braci. Postulanci i nowicjusze powoli musieli opuszczać dom Llari, ponieważ byli zabierani przez ich rodziny, albo przyjmowani przez niektóre miejscowe rodziny. Ten fakt spowodował pustkę we wspólnocie. Ale największym ciosem dla Brata Florentyna, jak również dla O. Faustyna Oteiza, nastąpił 28 lipca, kiedy o. Segura i br. Carlos byli zabrani i poprowadzenia na męczeństwo. Z pięciu zakonników zostało tylko dwóch, brat Florentyn, już stary i o. Faustyn Oteiza, chorowity. W dniu 29 lipca dwaj zakonnicy pozostali przy życiu, z rozkazu Komitetu, zostali przeniesieni do domu Zaydin, który znajdował się dziesięć metrów od domu Llari, przyjęci serdecznie przez siostry Marina i Aurora Camon, które miały pieczę nad nimi. Brat Faustyn, słabo widzący i głuchy, spędzał dni odmawiając różaniec święty, siedząc na ławie na zewnątrz swojej stancji. Był spokojny i gotowy na wszystko. Jeśli nawet nie był w stanie uczestniczyć w aktualnych wydarzeniach, rozumiał, że w każdej chwili może przyjść także na niego godzina próby. 9 sierpnia 1936 roku był dniem jego męczeństwa. Wczesnym popołudniem przybyło do domu Zaydin dwóch mężczyzn z Komitetu, którzy oświadczyli, że o. Faustyn Oteiza i br. Florentyn Felipe muszą być przeniesieni do Fons, dla wyjaśnienia pewnej sprawy. Był to jeden z pretekstów, którego używano dla zamaskowania egzekucji skazującej. Kiedy o. Faustyn polecił mu przygotować się, ażeby poszli do nieba, br. Florentyn zrozumiał, przyszła chwila dania swojego ostatniego świadectwa. Jego oblicze rozjaśniło się, oczy zwróciły się ku górze i z jego ust wyszły te proste, ale znaczące słowa: "Ojcze, mówisz, że idziemy do nieba? Co możemy zrobić, jeśli to jest wola Boża?" Przed opuszczeniem domu Zaydin, naśladował o. Oteiza w odnowieniu ślubów zakonnych, przyjął błogosławieństwo kapłańskie, pożegnał się z siostrami Camon, obiecując, że będzie modlił się za nie w niebie. W końcu wsiadł na auto, które czekało przed domem, w obecności wyciszonego tłumu, który obserwował z respektem dwóch zakonników, którzy opuszczali na zawsze miejscowość. Podróż była krótka. Kilka kilometrów od Azanuy, br. Florentynowi i o. Faustynowi kazano zejść z samochodu i poprowadzono 50 metrów od drogi. Tam zostali zabici przez rozstrzelanie przez tych samych mężczyzn, którzy ich tam przywieźli. Ciała dwóch zakonników, po daremnych próbach spalenia, zostały pochowane w miejscu męczeństwa. Ich resztki, po wojnie, zostały zebrane i złożone w kościele pijarskim w Peralta de la Sal, gdzie się je przechowuje.

* * *

W różnych etapach z których jest kontrasygnowane życie br. Florentyna Felipe można odczytać działanie Boga, który go prowadził przez intensywne życie zakonne do łaski męczeństwa. Przede wszystkim miał dobrych i zacnych rodziców, cichych robotników. Matka była kobieta cnotliwą i wyjątkową: zmarła święcie, przyjmując "z najwyższą pobożnością i radością" sakramenty, jak jest odnotowane w jej akcie zgonu. Ojciec, także praktykujący chrześcijanin, miał brata kapłana, który był proboszczem w Junzano. Starsza siostra, Gioachina, była siostrą kapucynka w Konwencie w Huesca. Po ukończeniu szkoły podstawowej w Alquezar, gdzie urodził się Franciszek - tak nazywał się zanim został obłóczony - był uczony pracy w polu. Wydawało się, że całe życie będzie pracował jako rolnik. Ale inne zamiary miał względem niego Pan. Osiągnąwszy dojrzały wiek, został przyjęty na służbę w domu Antoniego Sanchez, najbogatszego właściciela w Alquezar. Pan Antoni miał również dom w Barbastro, położony na przeciw pałacu biskupiego, nazwany "La Muela" i jego pani była w dobrych stosunkach przyjaźni z ojcami pijarami w tym mieście. Obserwując skromność, posłuszeństwo, skłonność do życia zakonnego u swego służącego, ci Państwo ułatwili mu wstąpienie do Szkół Pobożnych, gdzie Franciszek realizował z entuzjazmem swoje powołanie pijarskie. To wstąpienie do szkół Pobożnych, było spowodowane prawie niewidzialnie przez rękę Bożą. Prosił o przyjęcie na brata zakonnego. Jego cnoty, bardzo proste ale mocne, objawiły się bardzo szybko w czasie lat nowicjatu, który odbył w Peralta de la sal. O łagodnym charakterze i dobrej duszy, z pomocą Pana podjął z entuzjazmem naśladowanie Chrystusa, robiąc wyraźne postępy w życiu doskonałym. Pracował w kuchni i przy piecu. Rano i wieczorem asystował przy lekturze książki duchowej i przy objaśnianiu Reguł. Po południu poświęcał trochę czasu na lekturę, pisanie i arytmetykę, aby uzupełnić kulturę otrzymaną w szkole wiejskiej. Wypełniał obowiązki kucharza prawie przez całe życie, oprócz jakiegoś przypadku, kiedy oddał się szkole dla dzieci. Był kucharzem wspaniałym. W relacji przygotowanej do katalogu zakonu, br. Florentyn jest określony jako "dobry w wypełnianiu swego obowiązku i w obserwancji zakonnej". Odróżniał się przez swoją prostotę i pokorę, jak również przez swoją wielką uprzejmość. Pobożny i pełen zapału, cieszył się szacunkiem ojców i braci i miał wielkie poważanie u świeckich.

Jego pierwszym polem pracy, zaraz po zakończeniu formacji, było Kolegium w Saragossie. Br. Florentyn nie był nigdy w wielkim mieście, ani w wielkim kolegium z funkcją odpowiedzialną. Nie zniechęcił się ani nie dał się odwieść od swego pragnienia postępowania w życiu doskonałym. Jego wzrastający zapał prowadził go do poświęcenia się na zawsze Bogu przez profesje wieczystą.

Wypełniał swój obowiązek kucharza - i kilka razy także ekonoma - w różnych Kolegiach Prowincji Aragonii, w Tafalla, w Molina de Aragon, w Alcaniz, w Pamplona, a Cascajo, w Tamarite de Litera, pozostawiając zawsze dobre wspomnienie i nieraz ubolewanie (żal).

W jego nekrologu urzędowym czyta się, ze w wieku 64 lat pozostawił pracę w kuchni i stał się refektariarzem. Oddał się przez 9 lat tej pokornej posłudze, poświęcając swoje siły, prawdziwie serdecznie, ojcom i braciom: był pełen szacunku w najwyższym stopniu dla Przełożonych.

Także w Peralta de la Sal, gdzie dotarł już jako staruszek w 1929 roku, kontynuował pracę, na tyle, na ile pozwalały mu jego potęgująca się ślepota, głuchota i bóle żołądka, na które skarżył się od wielu lat. Znaczące jest wyrażenie, przez które o. Faustyn Oteiza zwrócił się do niego w pewnym liście: "Idź naprzód!".

W Peralta, gdzie wówczas była siedziba nowicjatu i postulatu, jego obecność była ciągłą lekcją dla wszystkich, szczególnie dla nowicjuszy. Tak wspomina o. Felice Leorza: "Wypełniał funkcję refektariarza z wielką uprzejmością i z wyjątkową grzecznością. Wszyscy mieli wielki szacunek dla tego czcigodnego staruszka, którego uprzejmość była odbiciem intensywnego życia wewnętrznego. Dobroć przezierała we wszystkich jego aktach. Nigdy nie brakowało go na aktach wspólnych. Przełożeni mieli pełne zaufanie do niego. Znosił z wielką cierpliwością swoje dolegliwości i jego łagodność była anielska".


Kiedy udawał się do Alquezar, aby tam spędzić wakacje, wszystkich budował swoim dobrym przykładem. Najstarsi z miejscowości pamiętali go jeszcze z powodu jego grzecznego charakteru i radosnego przyjmowania dzieci, które chętnie do niego się udawały, i którym zawsze coś dawał.

W ostatnich latach życia, nie mógł więcej pracować, dużo czasu spędzał na modlitwie, przede wszystkim odmawiał różaniec, który zawsze trzymał w rękach. I ta postawa, którą pozostawił wyrytą w Panu domu Zaydin, gdzie spędził ostatnie swoje dni.

Z tą sama prostotą i pokorą, którymi charakteryzowała się cała jego egzystencja, br. Florentyn przyjął chętnie wolę Pana, który chciał go zjednoczyć z sobą w męce i śmierci.

W tak wielu zasługach, które zgromadził w ciągu długich lat przeżytych w różnych Kolegiach w służbie braciom, brakowało tylko daru męczeństwa, którego Pan mu udzielił późnym popołudniem owego 9 sierpnia 1936 roku, kiedy został rozstrzelany przy drodze do Azanuy.

/Fragment z P. Mario Carisio, Religiosi scolopi testimoni della fede, Roma 1989, s. 59 - 64/.